W poprzednim poście zapomniałem o chyba najważniejszej ucieczce ostatnich lat. Mowa o etapie do L'Aquilli na Giro 2010. Chyba jeden z najciekawszych etapów ostatnich lat. Pagórkowaty, 260 kilometrowy etap. Do ucieczki zabrało się ponad 50 zawodników. Wśród nich m.in. Wiggins (wtedy dużo słabszy w górach), Tondo(teraz już nie żyje), Arroyo i Porte(dopiero zaczynający wielką karierę). Szybko zyskali 12 minut przewagi, a później 25 osobowa grupa faworytów nie była w stanie zbyt wiele odrobić do 40 osobowej ucieczki. Właściwie to nie odrobili nic, bo skończyło się na prawie 13 minutach straty. Etap wygrał Petrov, a liderem został Richie Porte. Później zaczęło się odrabianie strat. Porte wytrzymał 2 etapy, wyprzedził go Arroyo. Hiszpan walczył dłużej, stracił koszulkę dopiero na 18 etapie. Porte skończył wyścig na 7 miejscu, Arroyo na 2. Ten etap spowodował, że cały wyścig był dużo ciekawszy.
Jeśli napisałem o akcji De Gendta, to wypadałoby też napisać o Contadorze na etapie do Fuente De. Przed etapem 28 sekund straty do Rodrigueza i jedyny(teoretycznie) etap, gdzie można coś odrobić to etap na Bola del Mundo. Etap idealny dla Rodrigueza. Etap 17 niezbyt trudny, 2 premie górskie (2 i 3 kategoria) na 50-60 kilometrów przed metą i premia 2 kategorii na metę. Ale Contador właśnie ten etap orał na atak na zwycięstwo we Vuelcie. Na 50 kilometrów przed metą, na Collado del Hoz zaatakował. Razem z nim 20 innych zawodników, ale bez Rodrigueza i Valverde. Na 20 kilometrów przed metą ma 2 minuty przewagi, ale nie ma już pomocników. na początku podjazdu pod Fuente De odjechał reszcie. razem z Tiralongo. Stary znajomy, raz Hiszpan podarował zwycięstwo Paolo, a teraz na odwrót. dzięki Tiralongo Contador nie tracił swojej przewagi, a z tyłu kryzys przeżywał Rodriguez. Valverde odrabiał szybko do Contadora, ale El Pistolero zdołał wygrać. o 6 sekund. Ale Rodriguez stracił dużo więcej. Aż 2.38. Dzięki temu atakowi Contador wygrał Vueltę. Dla niektórych najciekawszy etap od wielu lat. A wyrzucanie słuchawki i ta radość na mecie był naprawdę wyjątkowe.
Fot. Unipublic
Czas na rok 2013. Na Criterium du Dauphine udały się aż 3 ucieczki: Voecklera, De Marchiego i Veilleux. Ale to akcja tego 3 zawodnika była najbardziej wyjątkowa. Pierwszy, pagórkowaty etap i ucieka pojedynczy zawodnik. Teoretycznie powinien być łatwo doścignięty, ale tym razem tak się nie stało. Wygrał z przewagą 2 minut. Utrzymał koszulkę lidera jeszcze przez 2 etapy, ale cały wyścig skończył daleko, na 60 miejscu.
Na Wyścigu Solidarności i Olimpijczyków dzięki długiej ucieczce cały wyścig wygrał Vitaliy Popkov. Na pierwszym etapie zyskał ponad 2 minuty nad peletonem, czego nie stracił na następnych etapach. drugi w całym wyścigu był Czech Hudecek, także członek tamtej ucieczki.
Na TDF ucieczek, które zmieniłyby znacząco układ KG nie było, ale 2 etapy Cosy, czyli nowego Mistrza Świata czy też piękna akcja Riblona i zwycięstwo na Alpe d'Huez to sukces sam w sobie. Do tego dzięki ucieczkom Navarro był w KG 9, a Talansky 10. inaczej mówiąc gdyby nie ucieczki to Kwiatkowski byłby 9. Głupie myślenie.
Długie akcje znacząco zmieniły jednak obraz na Tour de Pologne. Na 2 etapie Riblon zyskał w ten sposób 1.30 minuty nad faworytami. Ostatecznie ani to, ani kolejne 20 sekund na etapie do Bukowiny nie dały mu zwycięstwa w całym wyścigu, ale 3 miejsce to też coś. Ale prawdziwym zaskoczeniem był Taylor Phinney na etapie do Katowic. Akcja z cyklu tych, które się nigdy nie udają. Atak na kilka (chyba 8) kilometrów przed metą z reguły jest skazany na porażkę. Chyba, że jest się świetnym czasowcem, wtedy są minimalne szanse. I to właśnie udało się Phinney'owi. Zyskał 15 sekund, których nie stracił na ostatnich 2 kilometrach. Wygrał co prawda minimalnie, ale wygrał, zabrał sprinterom kolejny etap do walki o zwycięstwo. Później powiedział, ze właśnie chciał wygrać w taki sposób. Cieszę się, że mu się udało, bo to bardzo ambitny zawodnik, do tego czasem coś ciekawego powie w wywiadzie. Coś, czego (raczej) nie powinien powiedzieć.
Takie akcje na płaskich etapach stały się później popularne. najpierw powtórzył to van Avermeat w USA. Później Wallays w World port Classics (z tym, ze to była ucieczka od początku etapu). na Vuelcie zwycięstwo zabrał sprinterom Mollema. A jeszcze wcześniej podobną akcją popisał się Renshaw. także udaną. I w ten sposób akcje w końcówkach płaskich etapów już nie są aż tak "śmieszne" jak były wcześniej.
Na Vuelcie zaistniał Barguil, ale to nie miało znaczenia w KG, a przede wszystkim o takie akcje mi chodzi. A także o akcje skazane na pożarcie. Tu pasuje samotny rajd Martina. Tylko, że jemu do zwycięstwa zabrakło 10 metrów.
Podsumowując mimo tego, że mogłoby się wydawać, że z roku na rok tych udanych ucieczek powinno być coraz mniej to jest dokładnie odwrotnie Co więcej, często nie są to akcje puszczane przez peleton, ale naprawdę mocno gonione. Dzięki temu kolarstwo jest dużo ciekawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz