czwartek, 31 października 2013

Wymarzona trasa Tour de Pologne

Chyba każdy z nas kiedyś zastanawiał się jaką trasę naszego narodowego Touru chciałby najbardziej. Więc ja taką zaprezentuję. Brałem też pod uwagę miasta etapowe, ale na jakość dróg oczywiście nie zważałem, nie znam wszystkich dróg w Polsce na pamięć.

Trasy też są podane tylko poglądowo, gdybym chciał zrobić taką trasę co do kilometra dokładną, to bym nad tym musiał spędzić miesiąc.

1 etap: Hel-Gdańsk
http://tracks4bikers.com/tracks/show/164032
Mam nadzieję, że wam będzie otwierać linki, jak nie, to napiszcie, postaram się to poprawić.
Początek na Helu, o tym zawsze myślałem, pierwsze 30 kilometrów przy bardzo mocnym wietrze, w ciekawym terenie. Później Jastrzębia Góra-najdalej na północ wysunięty punkt w Polsce. A następnie sporo krótkich podjazdów.  Wielkiej selekcji by nie było, ale jakby powiało, to byłby to bardzo fajny etap.

2 etap: Bydgoszcz-Poznań
http://tracks4bikers.com/tracks/show/164031
Tutaj chodzi po prostu o etap dla sprinterów. Trasa może być zupełnie inna, byle w tych regionach.

3 etap: Grodzisk Wielkopolski-Legnica
http://tracks4bikers.com/tracks/show/164033
Czyli kolejny etap dla sprinterów. Przebiegałaby koło mojego domu, dlatego właśnie tak ją ustawiłem. Tereny takie, że nawet nie powieje, czyli nudno jak na jakimś lokalnym ogórku w roli kibica, kiedy kolarze są w połowie trasy.

4 etap: Jakuszyce-Przełęcz Okraj
http://tracks4bikers.com/tracks/show/164035
Czyli góry.  Zaczynamy w Jakuszycach(ewentualnie w Szklarskiej Porębie), później  4 kilometry 6% podjazdu(maksymalnie 21,5% według tracks4bikers). Następnie jako, że Lang kocha rundy i Orlinek doskonałe połączenie! 3 rundy z podjazdem pod Orlinek! Następnie Kowary i Przełęcz Okraj, czyli 12 km średnio 4,5%. Jeden z trudniejszych polskich etapów ostatnich lat by się zrobił.

5 etap: Jelenia Góra-Kamienna Góra
http://tracks4bikers.com/tracks/show/164039
Kolejny etap w Karkonoszach. najpierw niezbyt trudny podjazd między Świeradowem a Szklarską Porębą, następnie odcinek od Sosnówki do Karpacza-sam jechałem, trudny podjazd, niewiele łatwiejszy od Przełęczy Okraj. 10 kilometrów średnio 5%. I na koniec 5 kilometrów o 4% nachyleniu ze szczytem na 15 kilometrów przed metą. Czyli pewnie etap dla Sagana, gdyby zaszczycił nas swoją obecnością.

6 etap: Katowice-Równica
http://tracks4bikers.com/tracks/show/164041
Czyli etap, który z rundami w Katowicach nie ma nic wspólnego. najpierw, niestety długi transfer z Karkonoszy,  110 kilometrów teoretycznie płaskiego terenu, a później znowu góry. Najpierw 8 km średnio 4,5%, później 4 kilometry średnio 5,5(nie jestem pewien, czy to nie jest słynny "Zameczek"), a następnie Równica, dobrze znana z 2010 roku, kiedy wygrał tam Dan Martin. Co prawda były jakieś problemy organizacyjne, ale raz się udało-drugi raz też.

7 etap:Wieliczka-Kraków
http://tracks4bikers.com/tracks/show/164042
Tegoroczna jazda na czas bardzo mi się podobała, zostawiłbym ją. Na profil nie ma co patrzeć, nie znam dokładnych ulic jakimi wtedy jechali.

Myślę, że taka trasa wcale nie musiałaby być łatwiejsza od tej polsko-włoskiej. Jest wszystko czego potrzeba- 2 etapy dla sprinterów(2,3) , 2 pagórkowate (5, trasę 1 też może być trudny), 2 górskie (4,6) i czasówka(7). A dlaczego akurat taka trasa? Bo mieszkam w Wielkopolsce, przez wiele lat omijanej. W Karkonoszach ostatnio też jeśli coś robili to tylko Orlinek.  Nie wiadomo dlaczego TDP też nie jest zbyt często na Pomorzu, gdzie można zrobić trudne etapy. A wy jak ułożylibyście trasę, gdybyście mieli taką możliwość?


poniedziałek, 28 października 2013

Najstarsi z najlepszych

Czyli o tych, którzy skończyli 40 lat, a dalej walczą jak równy z równym ze światową czołówką. A czasem nawet okazują się od nich lepsi.

Przeglądając bazę procyclingstats.com nie widać w poprzednim tysiącleciu 40 latków. To może świadczyć o dwóch rzeczach-słaba baza z tamtych lat albo po prostu ścigali się wtedy młodsi kolarze. Albo jedno i drugie. A jako, że jestem młody, to tamtych czasów  nie pamiętam. Pierwszym 40 latkiem jest Adrie Van der Poel z 1999 roku. jest jeden problem-kiedy miał 40 lat miał kontrakt zawodowy, ale ostatni zawodowy wyścig pojechał w wieku 37 lat. Odpada.

W następnych latach tak samo jest z Castanedą i dopiero Ekimov w 2006 roku mając 40 lat pojechał w TDF i wielu innych dużych wyścigach. A Rosjanin to nie byle jaki  zawodnik. Mistrz Olimpijski w jeździe indywidualnej na czas z 2000 i 2004 roku po dyskwalifikacji Hamiltona(którego książkę "Wyścig tajemnic" zaczynam czytać, co prawda wydana kilka miesięcy temu, ale lepiej późno niż wcale). W 2006 roku bez większych osiągnięć, ale 6 miejsce w ITT na TDF i 10 w ITT na Giro d'Italia pokazują, że to cały czas był dobry zawodnik.

Plik:Ekimov.jpg
Źróło:Wikipedia
Viatcheslav Ekimov

2008 rok to fabio Baldato. Wcześniej etapy na wszystkich GT (2xTDF, 2xVaE, 4xGDI) ale z końca poprzedniego tysiąclecia. Ostatni sezon w jego wykonaniu słaby, poza 10 miejscem w Paris-Roubaix.

Kolejne 3 lata to przede wszystkim Andrea Noe. Wcześniej, w 2000 i 2003 roku był 4 w Giro d'Italia. Już w 2009 roku skończył 40 lat, był to też jego ostatni sezon w Pro Tourze. Bez większych osiągnięć, ale cały czas solidny góral. W 2010 roku przeszedł do Ceramici Flamini i można powiedzieć to samo-solidny góral. Nikt więcej, ale nie zawodzi, zawsze można było się spodziewać niezłego wyniku.  Karierę skończył w 2011 roku, na Giro. Jeździł wtedy w barwach Farnese Vini (obecnie Vini-Fantini). Giro nie ukończył, ale nie można powiedzieć, ze był to słaby zawodnik. Nie odszedł też w glorii chwały niczym Małysz, ale nie można powiedzieć, żeby kompromitował się swoimi wynikami na końcu kariery.

W 2012 roku mieliśmy tych 40 latków w World Tourze najwięcej. Co najmniej 3. Voigt, Horner i Guesdon. zacznę od tego ostatniego, na innych przyjdzie czas. Przecież w tym roku też się ścigali.  Francuz kojarzy się ze zwycięstwem Paris-Roubaix w 1997 roku. Poza tym także Paris Tours w 2006. I sporo innych dobrych wyników. W 2012 roku jeździł do tego najważniejszego dla niego wyścigu-Paris Roubaix. Piekło Północy tym razem także dla niego było zbyt trudne. Z tego wyścigu zapamiętałem, ze walczył. Zatrzymany przez jedną z kraks, później nie zdołał dojść. Normalka na PR.  Wyścig ukończył, ale poza limitem czasu. Innych znaczących występów rok temu nie miał, a po PR zakończył karierę.

Paris-Roubaix 2011: Frédéric Guesdon & Manuel Quinziato 
(Photograph Credit: dprezat)
Fot.dprezat
Guesdon w swoim żywiole

Kolejnym z tych weteranów jest Horner. O nim ostatnio napisano chyba wszystko. O niezdrowym jak na kolarza stylu życia, o tym, ze rozpoczął karierę późno, w wieku ponad 30 lat. Wcześniej, w 2011 i 2010 roku wygrał Californię Kraj Basków. Ale ten najważniejszy tryumf przyszedł 1,5 miesiąca temu, kilkadziesiąt dni przed 42 urodzinami.Wygrał Vueltę, co tu dużo mówić. Czysto, czy nie, tego się dowiemy (lub nie), ale wygrał. Na przyszły rok jeszcze nie ma drużyny.

No i ten najbardziej znany, Jens Voigt. On nigdy nie był gwiazdą ze względu na wyniki. Wygranie Criterium International, choćby nawet 4-krotne oraz Tour de Pologne to nie są wielkie osiągnięcia. Chociaż Polacy mogą o takich pomarzyć. Ale za to jest chyba najbardziej lubianym zawodnikiem. Za ciekawe wywiady, hasła typu "Shut up legs", za to jak długo jeździ, za styl jazdy. Po prostu za osobowość. Skończył już 42 lata, dalej jeździ, w tym roku wygrał etap w Tour of California. Jakby tego było mało, to ma już kontrakt na przyszły sezon. Wcale nie jest powiedziane, że ostatni.

Jens Voigt
Typowy Jens-wiecznie uśmiechnięty

To tyle o tych z WT. Ale nie tylko World Tour się liczy. A Rebellin? Dwuletnia dyskwalifikacja w latach 2009-201, później Miche, Meridiana, teraz CCC. Z roku na rok lepszy. Nie jest to może już zawodnik wygrywający Liege Bastogne Liege jak w 2004 roku, ale 3 miejsce w rankingu Europe Tour to świetny wynik jak dla 42 latka, który karierę rozpoczął 21 lat temu, kiedy wielu z nas (w tym mnie) na świecie jeszcze nie było. Nie wiadomo jak w przyszłym roku, próbuję się dowiedzieć, jak coś będę miał to napiszę.

40 urodziny w tym roku obchodziło też 2 teoretycznie czynnych zawodników- Fred Rodriguez i Stefano Garzelli. Teoretycznie, bo Garzelli skończył karierę przed 40 urodzinami, na Giro. Ale Rodriguez bawi się w najlepsze w USA. Co prawda nie wygrywa już etapów Giro, nie zajmuje już 2 miejsc na Milano- San Remo. Ale widzieliście w tym roku, od ostatnich mistrzostw USA koszulkę Mistrza Stanów Zjednoczonych? Nie? To dlatego, że Rodriguez jeździ w małej drużyniei rzadko startuje w wyścigach pokazywanych w TV.

Ale wszystkich pokonał Niko Eeckhout. W tym roku, mając prawie 43 lata startował jeszcze. Co prawda nie wygrywał jak przed laty, ale 2 miejsca w kilku mniejszych wyścigach to sporo jak na ten wiek. Ostatnim wyścigiem jeżdżącego w tym roku dla An Post Belga, który szczególnie upodobał sobie bruki był Tour Franco-Belge. Nie ukończył 1. etapu.

Przesadziłem. Eeckhouta pobił przecież nasz rodak! Radosław Romanik, bo o nim mowa, miał w 2011 roku, kiedy jeździł w bank BGŻ 44 lata! I to rocznikowo, a urodził się w styczniu. Wielokrotny zwycięzca Bałtyk Karkonosze Tour i król Przełęczy Okraj w ostatnim starcie, Pucharze MON zajął 2 miejsce. Pozazdrościć wytrzymałości i chęci do jazdy w takim wieku. Przezwisko "Dziadek" mówi samo za siebie.

Źródło-bikeboard.pl
Romanik w ostatnim sezonie swojej kariery


czwartek, 24 października 2013

Bracia w kolarskim peletonie cz.II

Dokończenie najpopularniejszego jak dotąd posta. Dzisiaj już ich tak wiele nie będzie.

Raymond, Michel, Wesley, Sander i Dennis Kreder
Nie wiem, czy wszyscy są braćmi, ale wszyscy mają to samo nazwisko i mieszkają w tej samej miejscowości, więc rodziną pewnie są. Do tego jest jeszcze Stefan, ale on ma 17 lat i nie wiem, cyz jest spokrewniony.  Dennis w tym roku nie jeździł. Sander też nie ma żądnych osiągnięć(takich, które mogłyby zwrócić uwagę Polaków). Michel i Raymond w tym roku jeździli w Garminie, Wesley w Vacansoleil. Za rok Michel i Wesley przechodzą do Wanty(ProContinental), a Raymond zostaje w Garmin.  Michel był 2 w GP Miguel Indurain i Tour of Meditarreanen.  Michel jest najlepiej radzącym sobie z braci na podjazdach, w tym roku wygrał też królewski etap Dunkierki(ale góry to to nie są).Natomiast Wesley wygrał już Tour de Vendee, jest sprinterem, w końcowej fazie tego sezonu miał sporo dobrych wyników. Raymond też jest szybki, wygrał etap na Glava Race of Norway i był 3 w Garmin Pro Race Berlin.  Podsumowując, rzadko zdarza się aż tylu kolarzy w jednej rodzinie w tym samym czasie, a w dodatku ich umiejętności są na wysokim poziomie. Nie są to zawodnicy wymieniani w gronie faworytów największych wyścigów, ale na pewno wypada ich znać. i rozróżniać. A nie wiem jak wy, ale ja mam z tym problem.



The brothers (image courtesy of team website)
Źródło:http://velovoices.com/2012/02/15/cycling-families-kreder-brothers/s0zap/
Nic lepszeo nie znalazłem, a szkoda. Na pierwszym miejscu Michel, na 5(też Garmin) Raymond.
Michał i Radosław Kwiatkowscy
Z uwagi na to, ze jesteśmy Polakami, warto wspomnieć także o nich. Michała nie trzeba nikomu przedstawiać, z roku na rok ogromny postęp 11 w TDF, 4 i 5 miejsce w Amstel Gold Race i Fleche Walonne, Mistrz Polski... i można by tak długo wymieniać mimo tylko 23 lat. Ale do Caja Rural w 2010 roku dostał się razem z bratem, Radosławem. Sytuacja podobna jak z Saganami, pewnie pokładali spore nadzieje w Michale i sprowadzili też brata. Ale Radosław nie dostał szansy w żadnym wyścigu z kalendarza UCI. Ostatni taki wyścig miał w 2009 roku. Nie miał żadnych nawet mało znaczących wyników, teraz już nie jeździ. Ale warto wiedzieć, że Michał miał brata, który też jeździł.

Piotr i Kamil Zielińscy
Ten odcinek trochę bardziej patriotyczny. Piotr już nie wiele jeździ, ale wybrał taką karierę jak Olejnikowie-wyjechał na zachód, do Francji. A dokładniej do Bretanii, czyli bardziej na zachód się nie dało. 2007 i 2008 rok było dla niego najlepsze. Wygrał wtedy po etapie Boucles de la Mayenne, a nawet 4 dni Dunkierki. W 2009 roku przeszedł do CCC, tam trochę pojeździł w Polskich wyścigach ze słabymi wynikami. Poza sierpniem, tam był 5 i 8 w polskich wyścigach jednodniowych- MON i PUK. Do tego za czasów jazdy we Francji sporo czołowych miejsc w imprezach amatorskich(poziom polskich wyścigów z kalendarza UCI). Od 2010 roku startuje sporadycznie, ostatnio tylko w MP. I to się już raczej nie zmieni. Z drugiej strony... 29 lat, Active Jet spowoduje zamieszanie w Polsce, może ktoś go zatrudni?  Kiedy Piotr przestał jeździć aż tak dużo, zaczęła się rozkręcać kariera Kamila. Od 2008 do 2012 roku w CCC. W 2010 roku zaistniał w polskich(i nie tylko) wyścigach. W 2011 roku poza Hainan niewidoczny, 2012 jeszcze gorzej. W tym roku przeszedł do las Vegas i... Niespodziewanie został jednym z lepszych zawodników w Polsce! Dobrze pojechał we wszystkich dużych polskich etapówkach (WSIO, Grody, Mazovia, Małopolska) i zajął 3 miejsce w klasyfikacji BGŻ Pro Ligi. 25 lat, bardzo agresywny(ale w dobrym tego słowa znaczeniu) styl jazdy, w stylu Sapy, wiec kto wie, kto wie... Może  i on wyjedzie poza granice naszego kraju?

DSC_0546
Źródło:http://naszosie.pl/2013/01/las-vegas-power-energy-drink-nowa-sila-w-polskim-peletonie/
Bardzo krytykowana prezentacja zespołu. Kamil Zieliński czwarty  prawej


Z szosy to tyle. Ale żeby nie było za krótko, to przykładów w polskim MTB też nie brakuje...

Robert i Bartosz Banach
Oni też trochę ścigali się na szosie, w Mrozie, ale ich główną areną było i jest MTB. Bartosz ma 27, Robert 35 lat. Obecnie jeżdżą w BSA. Można ich zobaczyć przede wszystkim na polskich maratonach, prawie zawsze są w pierwszej piątce.  I to już od kilku lat. Więcej informacji tu: http://banachbrothers.pl/

Marek i Piotr Konwa
Marek to od jakiegoś czasu najlepszy polski zawodnik MTB. Połowa drugiej dziesiątki na IO w Londynie, wiele tytułów MP w przełajach i MTB. Sporo tych osiągnięć. W 2009 roku jeździł w szosowym zespole Utensilnord. Teoretycznie, tak naprawdę priorytetem zawsze były rowery górskie. I niech tak zostanie, 23 lata, a już bardzo wysoki poziom. Myślę, że pierwszej 10 na IO w Rio się w jego wykonaniu doczekamy. Piotr jest dużo młodszy, ma 18 lat, ale już się pokazał. I on jeszcze nie wybrał między szosą a góralem- sporo bardzo dobrych miejsc w MTB, ale 16(ITT) i 18(RR) miejsce na MŚ we Florencji też pokazuje jego wysokie umiejętności. Niezależnie od tego, co wybierze, możemy mieć z niego większą pociechę niż z brata.


sobota, 19 października 2013

Szczerze o walce z dopingiem

     Zacznijmy od pierwszego członu tytułu. "Szczerze". Pisanie bloga ma podstawowy plus. Nikt ci nie rozkazuje co masz pisać. Sam sobie dobierasz tematy i piszesz co chcesz, jak chcesz.  W ogólnodostępnych mediach tak nie ma. Widzieliście kiedyś w jakiejś gazecie rowerowej, żeby ktoś napisał, że tego roweru/ramy/kół/butów się nie opłaca kupować. Nie. Ale to jestem w stanie zrozumieć, w końcu gdyby wszystkich krytykowali, to taka gazeta by nie utrzymała się dłużej niż pół roku.  Ale kiedy dziennikarz "Faktu" też mówi, że w gazecie mogą pisać tylko o tym, na co pozwoli im redaktor i w dodatku w sposób, jaki nakazuje im redaktor, to już zrozumiałem, że w tych dużych gazetach i popularnych serwisach internetowych ta cenzura dalej jest.  Nawet jak ktoś ma własny blog/portal internetowy, który pisze samemu, a jest znaną w środowisku osobą, to pewnych rzeczy już mu nie wypada pisać. Tak więc ten blog stał się wczoraj popularny dzięki udostępnieniom moich postów, a ja muszę to wykorzystać, tą wolność słowa, dopóki ją mam.

     Walka z dopingiem w sporcie to fikcja.  Wiem, częściowo zaprzeczę tutaj pierwszemu postowi, który napisałem na tego bloga. Znowu padnie tutaj tenis jako przykład- niesłusznie oskarżałem Troickiego-przepraszam. On został zawieszony za to, że przełożył badanie na dzień później. W dodatku mu na to pozwolono. Ale zawieszenie dostał. Władze światowego tenisa-to nie chodzi o to, żeby eliminować kogo się da, trzeba tych, którzy na dopingu są. A teraz Serb ma zawieszenie, a dziesiątki tenisistów na dopingu grają w najlepsze.
     W kolarstwie też wygląda to słabo. Napisałem wcześniej, ze nigdzie nie walczy się z dopingiem tak jak w kolarstwie. Dzisiaj dalej się z tym zgadzam. Ale muszę dodać, że konkurencja jest... Konkurencji nie ma. Co z tego, ze kolarze mają kontrole antydopingowe kilkadziesiąt razy w roku? One mogą wykryć doping(ale nie zawsze się to udaje),  ale co się z tym robi później? Kary nie są wymierzane w prawidłowy sposób. Przykładów jest wiele. Chociażby Di Luca. Złapany na dopingu 3 razy. W 2009 roku po raz drugi, według obecnych zasad dożywotnia dyskwalifikacja. Możliwe, ze wtedy były inne. Wrócił w lutym 2011 roku. Jeździł tak przez 2 lata, do Giro. Tam kolejny raz złapany. Już trzeci. Więc może się wydawać, że dożywotnia dyskwalifikacja bez żadnych wątpliwości, czyż nie? Otóż niekoniecznie. 5 grudnia proces, mogę się założyć, że dostanie 2 lata.
     A sprawa Ricco? Tutaj mamy skrajny przypadek, prawie doprowadził do własnej śmierci przez doping, dokładniej przetaczanie krwi. Czemu on nie dostał dożywotniego pozbawienia wolności? To przecież też nie była pierwsza wpadka. Dostał chyba 12 lat, czyli w 2023 roku może wrócić. Jak dla mnie, to nie jest wykluczone, że on wróci. Będzie miał wtedy 40 lat, i będzie w podobnej sytuacji co Horner, czyli niby powinien kończyć karierę, ale mało startów i może coś jeszcze osiągnąć. Po nim nigdy nic nie wiadomo. Ale za 10 lat może stać się tak, że wspomnicie te słowa.
     Kolejna rzecz to MPCC. Po co to powstało? Żeby eliminować doping w kolarstwie. Podobno. Według przepisów jeśli w drużynie, która należy do MPCC w ciągu 2 lat będą 3 pozytywne wyniki na testach antydopingowych, cała drużyna jest zawieszana na 4 tygodnie. Rusvelo miał 4 wpadki w ciągu 4 miesięcy. Należą do MPCC. Nie dostali nawet dnia zawieszenia. Co oczywiście nie przeszkodziło MPCC zawiesić Europcar tylko dlatego, że Rolland miał niski poziom kortyzolu, który może być spowodowany dopingiem, jak i przemęczeniem, co przecież nie jest czymś dziwnym u kolarza. Więc podsumowując MPCC to szumne zapowiedzi i mało efektów.
     Zacząłem już temat Rusvelo więc go dokończę. Ja wierzę, że w CCC wszyscy jeżdżą na czysto, w Omedze, nawet w SKY, ale nigdy nie uwierzę, że chociaż połowa Rusvelo nie korzysta z dopingu. Tą ekipę trzeba rozwiązać. Zaraz, nie przecież za nimi stoi sam rosyjski rząd, oni są nie do ruszenia. W tym roku 4 zawodników było zawieszonych, w poprzednich latach podobnie.

     Więc UCI i inne federacje nie zawsze wymierzają takie akry jakie powinny. Ale na szczęście karą jest samo stracenie sympatii u kibiców po stosowaniu dopingu. No właśnie, czy aby na pewno na szczęście?
     Kto ostatnio najwięcej w oczach kibiców stracił przez doping? Armstrong, ale on był wcześniej. Di Luca, to akurat słusznie. Santambrogio, też dobrze. A dalej? A dalej Remy di Gregorio. Został został aresztowany w dniu przerwy na TdF 2012 za handlowanie niedozwolonymi środkami. I co się okazało? Nie pamiętam dokładnie, ale to chyba były jakieś leki, które przyjmował tylko tymczasowo czy coś w tym stylu, na które miał pozwolenie. Coś jak z Troickim. Ale dobre imię stracił, rok bez ścigania. A po wpisaniu w google cały czas wyskakuje:Remy Di Gregorio arrested itp. Dużo mniej mówiło się o Georgesie, czy też Janiszewskim, którzy doping zażywali.
     I teraz ostatnia rzecz. Nieoficjalna, ale na 95% prawdziwa. 2 zawodników polskiej drużyny kontynentalnej(czyli nie CCC), wpadło na dopingu na którymś z zagranicznych wyścigów w ostatnim czasie. Tak naprawdę w każdej chwili może paść środek, imiona, nazwiska oraz oficjalne potwierdzenie. I zobaczymy jak tutaj zachowają się federacje, a jak kibice. Ale nie wyciszajmy tego. kara musi być.
 

piątek, 18 października 2013

Dlaczego ludzie jeżdżą na rowerze?

Cóż, dotychczasowe posty były raczej typu precyzyjnych źródeł informacji, przy których pisaniu opierałem się na innych źródłach(i oczywiście własnej wiedzy). I nie będę z tym kończył. Ale czasem przyda się taki luźny post.Więc dlaczego ludzie jeżdżą na rowerze?

1.Bo to ich praca. Ale to dla nielicznych. Reszta o tym marzy, oni to mają, a i tak czasami narzekają. Czyli norma.  Ale dla niektórych to spełnianie marzeń i tego typu rzeczy. jeszcze inni typu Voigt czy Hansen stają się popularni dzięki zachowaniu i podejściu do sportu. I to jest fajne.
2.Bo chcą by to była ich praca. Dotyczy liczniejszej grupy, szczególnie tych młodych(jak ja). Klawy czas, są nadzieje, jest jasny cel.
3.Bo są ambitnymi mastersami i jeżdżą na "pipidówka tour" 2 razy w tygodniu, żeby miesięcznie zarobić 200 złotych. No tak, młody jestem, tego na razie nie rozumiem.  Chyba powód, przy którym jazda daje najmniej przyjemności.
4.Bo chcą być w dobrej formie, czasem gdzieś wystartują. W sumie też niezła sytuacja.
5.Bo chcą przejechać w roku ileśtam kilometrów, bo założyli, że codziennie będą jeździć po 10/40/70/343 kilometry. Dobra, to jest dopiero tragedia. Nie wiem, jaką radość to sprawia. Niedaleko mnie mieszka kobieta, która podobno codziennie od marca do września jeździ 30 kilometrów. OK, to jeszcze rozumiem. Podlega pod poprzedni punkt. Ale tego, że codziennie jeździ tą samą drogą i to 2 rundy to już nie rozumiem. Nie rozumiem jak może czerpać z tego przyjemność(jak jej się udaje to to naprawdę godne podziwu), ani jakie ma ambicje w związku z tym. A zupełnie inną rzeczą jest to, czy ona faktycznie tyle jeździ, bo tą drogę przejeżdżam średnio 2 razy w tygodniu, a ostatni raz widziałem tam kobietę na rowerze jakieś 15 miesięcy temu...
6.Bo chcą schudnąć. Rower na pewno pomoże.
7.Bo jest taniej niż samochodem/pociągiem/autobusem. Jak ktoś w tym roku połamał 3 karbonowe ramy, 2 komplety kół, przebił 15 dętek i 5 opon, to niech tego nie czyta.
8.Bo lubią. To jest genialny powód. A najlepiej jak łączy się z punktem 1,2 lub 3.
9.Bo ktoś musi po bułki pojechać.
10.Bo mogą. Ostatnio bardzo popularny powód.
11.Bo chcą osiągać własne cele, spełniać marzenia, przezwyciężać siebie i takie tam bzdety. W skrócie: BYĆ ZWYCIĘZCĄ.
12.Bo szymonbike wypuścił kolejną linię skarpetek, a jakoś trzeba się nimi pochwalić. Stylówa sama się nie poprawi.

No nie oszukujmy się.  Większość ludzi i tak jeździ dlatego, że nie chce im się wyciągać samochodu na kilometr. Ale co z tego. Taki bezsensowny tekst typu... Właściwie nie wiem jakiego typu, czasem się przyda. Przecież hejterzy też muszą coś robić.

wtorek, 15 października 2013

Bracia w kolarskim peletonie

Trochę ich jest, więc piszę tylko o tych, gdzie obaj są znani, albo jeden z nich jest kolarzem naprawdę świetnym.  Dotyczy tylko kolarzy obecnie jeżdżących.

Frank i Andy Schleck-tych nie trzeba bliżej przedstawiać, najbardziej znani bracia światowego peletonu ostatnich lat.  W 2011 roku byli na 2 i 3 miejscu TDF. Chyba jedyny przypadek w historii, kiedy zdarzyło się, że 2 zawodników na podium było braćmi. Andy oficjalnie nawet wygrał TDF 2010, po dyskwalifikacji Contadora. Do tego mnóstwo innych sukcesów, których tutaj nie ma sensu przytaczać. Ciekawszą rzeczą jest to, że są niejako od siebie uzależnieni. A przynajmniej Andy od Franka. Na większość wyścigów jeżdżą razem, a teraz, kiedy Frank był zawieszony(w sumie sprawa też nie do końca wyjaśniona) Andy miał fatalny sezon. Od 2 sezonów radzą sobie dużo gorzej, może 2014 to będzie przełom? Obaj będą jeździć w Treku.

Evans and Schlecks on final podium, Tour de France 2011, stage 21
Fot.Graham Watson
Podium TDF 2011- od lewej:Andy Schleck, Cadel Evans, Frank Schleck

Peter i Juraj Sagan- żeby przekonać Liquigas do zatrudnienia Juraja, Peter musiał być naprawdę znaczną postacią. Albo inaczej. Kierownictwo drużyny stwierdziło, że jeśli 20 letni wówczas Peter już wygrywa w Californii i na Paris-Nicea, to rok starszy Juraj też powinien mieć duże możliwości. Mylili się.  Poza 6 miejscem w Giro del Veneto w 2010 roku nie pokazał nic, robi za woziwodę. Ewentualnie jest rozprowadzającym. jednym z pierwszych rozprowadzających. No dobrze, ale zostawmy biednego Juraja. Gdyby nie on, to kto wie, czy Peter miałby takie sukcesy. Jak w Liquigasie jeździł Szmyd, to też przyjaźnił się z Jurajem. Dobra atmosfera też jest ważna. A do tego jest młody, ma 24 lata, może się wyrobi. A sukcesów Petera jest mnóstwo. 8 etapów TDF, wygrane TDP, Gent Wevelgem i 8 etapów Tour de Suisse to te największe.

Peter i Martin Velits-oni mi się zawsze mylą. Nie dosyć, ze bracia to jeszcze bliźniaki. Zawsze jeździli nawet w tych samych grupach(w przyszłym roku się rozłączają, Martin zostaje w Omedze, a Peter idzie do BMC). Jednak podstawowa różnica jest taka, że największym sukcesem Martina jest 3 miejsce na etapie Vuelty 2010, a Petera-3 miejsce w KG Vuelty 2010.  Martin jak już ma dobry wynik, to po jeździe na czas (zazwyczaj drużynowej) lub ucieczce. Peter do tego bardzo dobrze jeździ w górach. Co prawda do poziomu z Vuelty 2010 nigdy się nie zbliżył, ale wygrany Tour of Oman (przed Nibalim) oraz miejsca w 2 i 3 dziesiątce TDF potwierdzają, że to dobry zawodnik. Ma 28 lat, może nas jeszcze zaskoczy?

Velits Brothers at Tour of Poland (Credit: TDWSport.com)
Fot. TDWSport.com
Bracia Velits w 2010 roku


Sylvain i Sebastien Chavanel- pierwszy dużo bardziej znany. Również zawodnik, którego nie trzeba przedstawiać, świetnie jeździ na czas, dużo ucieka, niezły w górach. 3 wygrane etapy TDF. Ale Sebastien też nie ma się czego wstydzić. Ale on jest zdecydowanie sprinterem. Wygrane całe Tour de Picardie 2008, do tego etapy mniejszych wyścigów, czy wyścigi jednodniowe. Był też 2 na etapie TDF. W przyszłym roku sytuacja zmieni się o 180 stopni- Sylvain idzie do IAM, czyli Pro Continental(choć na większość wyścigów World Tour i tak się dostaną), a Sebastien do FDJ, czyli do World Touru.

Gorka i Ion Izagirre- solidni i cały czas młodzi zawodnicy-Gorka 26, Ion 24 lata. Do tego roku ścigali się w Euskaltel, teraz obydwaj przeszli do Movistaru.   Gorka jest niezłym góralem, czasem notuje dobre występny na górzystych trasach. Szczególnie upodobał sobie wyścig Prueba Villafranca-ordiziako Klassika-wygrał go w 2010 i 2012 roku. Ion jest młodszy, ale ten sezon miał lepszy.  Zaczął 4 miejscem w generalce Tour Down Under, później 2 miejsce w KG TDP, a ostatnio 9 w Montrealu. Kto wie, jaka jest jego przyszłość, ale nie wykluczam nawet walki o Wielkie Toury. A może to Gorkę czeka większa przyszłość? Niczego nie można wykluczyć.

Boy i Danny van Poppel- holenderscy sprinterzy. jest też Teun van Poppel, pewnie ich brat, ale nie jestem tego pewien.Pochodzą z kolarskiej rodziny, ojciec też się ścigał. Boy ma 25 lat, Danny 20. Największym osiągnięciem Boya jest chyba 6 miejsce w tegorocznym Vatenfall Cyclassics. Danny do tego roku błyszczał w juniorskich wyścigach, ale w tym roku podobnie jak brat przeszedł do Vacansoleil. Udane przejście. Sporo miejsc w pierwszej dziesiątce, na pierwszym etapie TDF był nawet 3. Potencjał mają ogromny, Danny chyba większy,  kto wie, czy za kilka lat nie będzie sytuacji podobnej jak ze Schleckami, tylko, ze w sprintach?  Na razie obydwaj podpisali kontrakty z Trekiem do 2015 roku.

Tomasz i Michał Olejnik-są i Polacy. Nierozłączni jeszcze bardziej od Schlecków. Michał to rocznik 1980, Tomasz 1985. Na wszystkie wyścigi jeżdżą razem.  Chyba nie da się kupić tylko jednego z nich. Ścigają się we Francji, czasem przyjadą do Polski. Rok temu jeździli w barwach Verandy Rideau, ale drużyna w 2013 roku nie istniała i musieli się ścigać w amatorskiej drużynie. Trudno mi ocenić, który jest lepszy, raz jeden wypadnie lepiej, raz drugi. W tym roku całkowicie zdominowali amatorskie wyścigi we Francji. W klasyfikacji D2 Michał był pierwszy, a Tomasz 9. Były wyścigi, kiedy wjeżdżali na metę razem, na pierwszym i drugim miejscu. Gdyby udało im się przejść do grupy continental, albo nawet Pro Continental nie wyróżnialiby się jednak za bardzo. Jest to raczej poziom pierwszej dziesiątki wśród Polaków spoza World Tour i to miejsca 7-10.  Z ciekawostek, imię Michała w wynikach jest często zapisywane Mickael. Nie wiem za bardzo z czego to wynika. Zapraszam na jego stronę: http://mickaelolejnik.blogspot.com/

Fot. Camille Nicole
Typowe zwycięstwo braci Olejników w tym sezonie.
 Jest jeszcze dwóch zawodników o których chciałem napisać. I tu zagadka dla was. Gdybym podał obydwa imiona byłoby zbyt łatwo. Więc podam tylko, że jeden z braci ma na imię Adam. Więc jak nazywa się drugi? Odpowiedzi w komentarzach lub na facebooku.

poniedziałek, 14 października 2013

Rower przełajowy-do czego to właściwie jest?

W Polsce kolarstwo przełajowe jest tak popularne jak... Chociażby jak krykiet, który też lubię oglądać. Albo nawet jeszcze mniej popularne od sportu narodowego w Indiach.
Dlatego ja tu będę trochę o nim pisać. W zasadzie to interesują się nim ci, którzy nie mogą wytrzymać 3 miesięcy bez wyścigów. A że przełaje są rozgrywane od listopada do lutego, idealnie wypełniają przerwę zimową. I dla kibiców, i dla zawodników.

Ja rower przełajowy posiadam. Nie ścigam się ponieważ technika jazdy  nie jest moją mocną stroną, podobnie jak siła, a to najważniejsze w tym sporcie umiejętności. Ale jeździć mogę. No właśnie, większość ludzi w Polsce(tych trochę jeżdżących, nie mówię o takich, którzy roweru używają na przysłowiowe "po bułki") ma rowery górskie i/albo szosowe. A przełajowy przypada chyba średnio raz na gminę. Ja jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś na takim jechał.  Ale ostatnio po wyścigu w Wolsztynie(na którym byłem jako kibic i miałem dodać relacje najpóźniej tydzień temu... no właśnie, miałem) zaczepił mnie jeden kolarz-amator i zapytał mnie o to gdzie go kupiłem itp. bo też chce kupić rower przełajowy. Ale używany. Ja swojego nie sprzedaję, więc wielce mu nie pomogłem. Ogólnie to kupić używany rower przełajowy w Polsce  to wyczyn, pojawi się jakiś w niezłym stanie raz na miesiąc na allegro. Ja kupiłem nowy, w Wolsztyńskim sklepie. Giant TCX 3, czyli jeden z najsłabszych modeli. Jeśli wy też myślicie nad zakupem takiego roweru to kończę to pisanie o niczym, znowu plusy i minusy:

Plusy:
-Gdyby porównać rowery szosowe, przełajowe i górskie w tej samej cenie na szosie i w terenie i ocenić w skali od 1 do 10 (gdzie 10 na szosie to rower szosowy, a 1 górski, w ternie na odwrót) to przełajowy dostałby 2 razy po 8.  Pytanie, czy ktoś chce wszechstronność, czy raczej oczekuje wyższej jakości na jednym polu,
-Jak ktoś chce sobie pojechać w teren, a mieszka na nizinach, to nie ma problemu. Omijać kamienie, w piachu może być ciężko, ale poza tym powinno być dobrze. Łatwiejsze single tracki, niezbyt strome podjazdy- tu daje rade. Na niektórych leśnych drogach jest nawet szybszy od górala, tylko niestety, ale ryzyko defektu jest 5 razy większe,
-Osoba, która nigdy roweru szosowego nie miała(jak ja) nawet nie poczuje, że może się lepiej jeździć na szosie. Jak ktoś szosę miał, to może czuć pewną różnicę, ale raczej niewielką,
-Możesz się ścigać w przełajach(ale do tego raczej potrzebny rower za 5 tysięcy lub więcej),
-Jak najdzie cię ochota, żeby tak po prostu pojeździć po jakichś wsiach, to nie musisz się martwić o stan drogi. Jak omijasz dziury i uważasz w terenie to ryzyko defektu jest bardzo niewielkie,
-Deszcz też nie jest wielkim problemem. Opony mają niewielki bieżnik, na pewno dużo bezpieczniej jeździć nim po mokrej drodze niż rowerem szosowym,
-Idealny rower do treningów zimą.

Minusy:
-Jak chcesz się ścigać, to na takim niestety, ale na wyścig MTB nie pojedziesz(chyba, ze jest naprawdę bardzo łatwy), na szosowy możesz, ale będziesz miał słabszy rower od przeciwników z kategorii(bo przełajowy liczy się do rowerów szosowych, nie do innych),
-wyścigów przełajowych jest bardzo mało, chyba, że mieszkasz gdzieś niedaleko Kozichgłów(nie wiem czy dobrze odmieniłem).

To właściwie tyle, chyba więcej nie wymyślę. Podsumowując, jeśli jesteś początkującym amatorem i nie planujesz się ścigać, albo szukasz roweru na zimę, albo chcesz się ścigać w przełajach-to rower dla ciebie. Jeśli nie-to kup szosę albo MTB. ja ze swojego jestem zadowolony, ale i tak mam w planach zakup szosy.
największym plusem dla mnie jest to, że teraz w okresie roztrenowania mogę sobie pojeździć po okolicy i nie muszę patrzeć jak najszybciej dojechać do tej wsi asfaltem, tylko jadę sobie lasem.  Ale do turystyki(i do wyścigów) to on się nie nadaje, raczej do treningów.



czwartek, 10 października 2013

Najpiękniejsze zdjęcia roku

Oczywiście w kolarstwie. Taki pomysł przyszedł mi do głowy dzisiaj. Fajny, nie?

Prawie wszystkie zdjęcia będą z wyścigów szosowych, ale w Cyclocrossie też jest potencjał...

dixona-8755

Fatalna pogoda to też coś, co nawet zwykłe zdjęcie robi wyjątkowym.

CORVOS_00020932-027


A jeśli do tego dołączy się trudne podjazdy...

Heavy snow awaited the riders on stage 20.


I zmęczenie kolarzy na mecie...

Fabio Aru is escorted out of the cold, snowy conditions after finishing fifth on stage 20.

To efekt jest jeszcze lepszy.

Są też sytuacje, gdzie nie trzeba wybitnego fotografa, by zdjęcie przedstawiało coś ciekawego.



Tour des Flandes 2013 : Sagan, Cancellara, Boonen et Chavanel se posent en favoris - Cyclisme - Tour des Flandres


Chociaż jakiś ładny widok by się przydał.

Tour de France 2013: Team Sky's Chris Froome is in a league of his own, claims nearest rival Alejandro Valverde
Fot.AP

No dobra, czas na jakieś konkrety. Top 3.

Na 3 miejscu chciałem dać coś innego ale nijak nie mogę tego znaleźć. Więc wrzucę inne zdjęcie, które znalazłem szukając tamtego:

Christopher Froome of Britain, wearing the overall leader's yellow jersey, rides in the pack during the eighteenth stage of the Tour de France cycling race over 172.5 kilometers (107.8 miles) with start in Gap and finish in Alpe-d'Huez, France, Thursday July 18, 2013.
Fot. Laurent Cipriani

2 miejsce to zdjęcie z wyjazdu Szymonbike'a do Norwegii, zrobione pewnie z 3 tygodnie temu.

Zdjęcie: Piotr Trybalski Photography robi epicką robotę na Trollstigen

Fot.Piotr Trybalski

I czas na nr 1. To zdjęcie jest niesamowite, chyba najlepsze, co spotkało Kloedena w tym roku.

Andreas Kloden Andreas Kloden of Germany and Team Radioshack Leopard rides during stage seventeen of the 2013 Tour de France, a 32KM Individual Time Trial from Embrun to Chorges, on July 17, 2013 in Chorges, France.
Fot. Bryn Lennon




środa, 9 października 2013

Co jeszcze w tym roku?

Sezon się kończy, część kolarzy na roztrenowaniu, ale niektórzy jeszcze się ścigają. Jeszcze w tym roku będzie kilka interesujących wyścigów. Oto one:

-Coppa Sabatini-jednodniowy wyścig we Włoszech, będzie rozegrany jutro(10.10). Trasa pagórkowata, na starcie między innymi Scarponi, Cunego, Sinkewitz, Ulissi, Pozzovivo czy Atapuma, czyli dobra obsada. Żadnych Polaków, transmisji chyba też nie ma, nawet na Rai Sport. Więc zainteresowanie można spokojnie ograniczyć do sprawdzenia wyników.

-Paris-Bourges- także jednodniowy wyścig, także jutro, tym razem we Francji.  raczej płaski. Wystartują
m. in. Dumoulin, Voeckler, Demare i Degenkolb.  Do tego CCC. Transmisja prawdopodobnie na Rai, jak ktoś ma czas, to może sobie włączyć ostatnie 10 kilometrów. Ale na CCC raczej nie ma co liczyć, chyba, że ucieczka dojedzie.

-Tour of Beijing-najmniej znaczący wyścig WT, ale jednak WT. Początek 11 października, wszystkie etapy rano, co oczywiste, przecież wyścig w Chinach.  Tutaj więcej dobrych zawodników. Lista startowa: http://www.procyclingstats.com/race/Tour_of_Beijing_2013-Startlist
Z jedynką Gołaś, może być wysoko w tym wyścigu, trasa mu odpowiada. Transmisja na Eurosporcie. Z uwagi na wczesną porę pewnie nie będę oglądał i w sumie nie wiem czy żałuję. To taka globalizacja na siłę. Langkawi sobie zapracowało na kategorię HC, co roku są nieźli zawodnicy, dużo kibiców. Do wszystkiego doszli sami. Turcja jest przynajmniej dobrze zorganizowana, a Beijing dostał tą pozycję w kalendarzu za nic.

Fot. Graham Watson
Tony Martin wygrał wszystkie(innymi słowy:dwie) edycje Tour of Beijing. Tutaj w czasie pięknej solowej akcji, która dała mu zwycięstwo rok temu.


-Giro del Emillia, Grand Prix Bruno Beghelli- wyścigi jednodniowe we Włoszech, rozgrywane dzień po dniu(12-13 października). Obsada zazwyczaj dobra, Emillia to ważny wyścig, trochę ostatnio jego ranga jednak(niestety) spadła. Wystartują CCC, Poljanski, Paterski a z czołowych zawodników ci, którzy jadą w Coppa Sabatini. Transmisja na Rai, gdybym mógł, to Emillię na pewno bym obejrzał, niestety akurat wtedy nie mam takiej możliwości. I tutaj mogę powiedzieć:szkoda, bo trasa jest fajna, obsada też, jedzie CCC(które bardzo lubię), ale co zrobić, pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Wy jeśli macie możliwość skorzystajcie z niej, nawet z włoskim komentarzem.

Paris-Tours-Najważniejszy klasyk z poza World Touru. I tutaj mogę powiedzieć śmiało klasyk. Niektórzy dalej uznają go za monument. Obsada nie zachwyca, ale to ostatni wyścig w sezonie z taką tradycją i obsadą: http://www.procyclingstats.com/race/Paris_Tours_Elite_2013-Startlist
13 października, Transmisja na Eurosporcie, nie wiem czy live, ale pewnie tak. Nie ma Polaków, ale to po prostu wypada obejrzeć, trasa płaska, ale w końcówce 2 małe podjazdy, tam zawsze jest ciekawie. jeden z moich ulubionych wyścigów jednodniowych.

Van-Avermaet-Paris-Tours.jpg
Fot. James Startt  
Greg Van Avermeat wygrywa Paris Tours w 2011 roku. W tym roku też jest faworytem.


Chrono des Nations-jazda na czas we Francji. Startują tam czołowi czasowcy z wielu krajów, od potęg takich jak Wielka Brytania do Chile(nie wiem czy w tym roku będzie Oyarzun, ale rok temu był). Obsada jest zawsze dobra, chociaż jedzie 20-30 zawodników. 2-11, 2012 wygrywał Martin, 2010 Millar. Lista zwycięzców robi wrażenie, taki rewanż za Mistrzostwa Świata. Rozgrywany 20 października, bez transmisji(na 95%), ale wyniki mogą być ciekawym porównaniem formy zawodników. Z Polaków pewnie pojedzie Bodnar, bo zazwyczaj jeździ Mistrz kraju.

Tour of Hainan- wyścig w Chinach, wieloetapowy(bodajże 10 etapów) od 20 października. obsada taka sobie, ale jedzie Belkin i CCC. Plan minimum dla "cycków" to powinien być wygrany etap i miejsce w Top 5. Transmisji pewnie brak, zostają wyniki w internecie.

Japan Cup- Także 10 października. Pagórkowata trasa,  prestiżowy wyścig jak na Japonię. Obsada dobra, m. in. Sagan i Martin(i to x2): http://www.procyclingstats.com/race/Japan_Cup_Cycle_Road_Race_2013-Startlist
Z Polaków Jarosław Dąbrowski. Raczej ściga się w mniejszych wyścigach, ale wypada go znać. Transmisji brak, ale to ostatni start dla wielu dobrych zawodników.

Podsumowując, to ostatnie 2 tygodnie wielkiego ścigania. Chociaż może już nie tak wielkiego, zaangażowanie zawodników już trochę mniejsze. mimo wszystko Paris Tours, Emillia czy Chrono des Nations to duże wyścigi. Po ostatnim etapie Tour of Hainan sezon dla zawodników z Europy się kończy. Będą małe wyścigi Africa Tour, Asia tour i America Tour, ale następny wyścig, gdzie można się spodziewać niezłej obsady to La Tropicale Amissa Bongo w Afryce, połowa stycznia. jeśli za dobrą obsadę można uznać czołowych Afrykańskich zawodników i ewentualnie jakiś Europcar. Później się zacznie, ale za wcześnie by o tym mówić. Wykorzystajmy  te 2 tygodnie, bo później do lutego będziemy za kolarstwem w TV tęsknić.

sobota, 5 października 2013

Adiós Euskaltel!

Jedna z moich ulubionych grup kończy swoją działalność. Jedyna na takim poziomie, która długo miała w swoim składzie kolarzy z tylko jednego regionu. Konkretnie z Kraju Basków. W tym roku się to zmieniło, przyszedł Grek Tamouridis i kilku innych z zagranicy. A w przyszłym roku nie będzie ich, prawdopodobnie w ogóle, ewentualnie jako drużyna Continental.
Grupa powstała w 1997 roku, jest jedną z dłużej istniejących. Od 1998 roku( a może nawet rok wcześniej, ale nie jestem pewien, w końcu nie mogę tego pamiętać) w najwyższej dywizji. Najpierw Pro Tour, teraz World Tour, jak zwał tak zwał.  Od początku jeździli tam tylko Baskowie.  Z tych pierwszych lat zbyt wiele nie mogę powiedzieć, ale tacy zawodnicy jak Laiseka, Beloki czy Mayo to nazwiska dalej często się pojawiające, choć długo już nie jeżdżą. W 2001 roku zrobili wyjątek. Zatrudnili kolarza z poza kraju Basków, który do dnia dzisiejszego jest ich czołowym zawodnikiem. Oczywiście chodzi o Samuela Sancheza.  Nigdy nie odnieśli jakiegoś wielkiego sukcesu. Wygrywane etapu  Wielkich Tourów, wygrane wyścigi wieloetapowe z WT i miejsca na podium GT to jednak na 17 lat działalności trochę mało. Brakuje wygranego GT,albo chociaż monumentu (jeśli wygrali jakiś monument to mnie poprawcie, ale na 95% nie). Sanchez wygrał co prawda Igrzyska Olimpijskie, ale to nie jest wyścig jeżdżony w drużynach, tylko narodami, więc to jednak nie to.

Photos: Samuel Sanchez of Spain wins Road Cycling gold
Sanchez wygrywa IO w Pekinie
Fot.Vladimir Rys/Bongarts/Getty Images


Poza wyżej wymienionymi ich najlepszymi zawodnikami byli(lub dalej są) Nieve, Koldo Fernandez, Haimar Zubeldia, Egoi Martinez, ostatnio także Ion Izagirre. I przede wszystkim Igor Anton. Do Vuelty 2010 kandydat na wielkiego kolarza, na zwycięstwo w kilku GT. Aż do 14 etapu, kiedy jadąc w koszulce lidera Vuelty wycofał się z powodu kraksy. Od tego czasu to nie ten sam zawodnik. Kto wie, co by było gdyby nie ta kraksa. Może Euskaltel dalej by istniał.

Eskaltel-Euskadi's Igor Anton celebrates winning Stage Four of the Vuelta a España. (Jose Jordan/AFP/Getty Images)Fot. Jose Jordan/AFP/Getty Images
Igor Anton 2010


Fot.IG Cycling
                Igor Anton 2011
Widać różnicę? Mimo tego, że nie odnoszą specjalnych sukcesów, ten zespół ma u mnie specjalne względy. Za to, że tak długo zostawali tylko przy zatrudnianiu Basków. Zaryzykuję stwierdzenie, że z ich odejściem odchodzi ostatnia drużyna, z kolarzami z jednego regionu(pomijając już tych z zagranicy na ten rok) na tym poziomie. Columbia Coldeportes samymi Kolumbijczykami się raczej nie przebije do WT.
I właśnie dlatego to moja ulubiona drużyna poza polskimi. Mimo, ze nigdy nie jeździł w niej żaden Polak. Jutro, w Lombardii ich pożegnanie. Niby będzie jeszcze Emillia, Paryż Tours(dla niektórych nawet monument), a także World Tour'owy Pekin, ale to nie to samo. Dlatego jutro życzę im jak najlepiej. W sumie jak zawsze, ale jutro szczególnie. Nie wyobrażam sobie piękniejszego pożegnania niż  zwycięstwo któregoś z ich kolarzy jutro. tylko szkoda, ze nie jadą ani Sanchez, ani Nieve, ani Anton. Zostaje kibicować Ionowi Izagirre. Wam też to radzę. Bo to nie był zespól jak wszystkie inne, w końcu nie pisze o odejściu Vacansoleil.

piątek, 4 października 2013

Ryzyko się opłaca! cz.II

W poprzednim poście zapomniałem o chyba najważniejszej ucieczce ostatnich lat. Mowa o etapie do L'Aquilli na Giro 2010. Chyba jeden z najciekawszych etapów ostatnich lat.  Pagórkowaty, 260 kilometrowy etap. Do ucieczki zabrało się ponad 50 zawodników. Wśród nich m.in. Wiggins (wtedy dużo słabszy w górach),  Tondo(teraz już nie żyje), Arroyo i Porte(dopiero zaczynający wielką karierę). Szybko zyskali 12 minut przewagi, a później 25 osobowa grupa faworytów nie była w stanie zbyt wiele odrobić do 40 osobowej ucieczki. Właściwie to nie odrobili nic, bo skończyło się na prawie 13 minutach straty. Etap wygrał Petrov, a liderem został Richie Porte. Później zaczęło się odrabianie strat. Porte wytrzymał 2 etapy, wyprzedził go Arroyo. Hiszpan walczył dłużej, stracił koszulkę dopiero na 18 etapie. Porte skończył wyścig na 7 miejscu, Arroyo na 2. Ten etap spowodował, że cały wyścig był dużo ciekawszy.


Jeśli napisałem o akcji De Gendta, to wypadałoby też napisać o Contadorze na etapie do Fuente De. Przed etapem 28 sekund straty do Rodrigueza i jedyny(teoretycznie) etap, gdzie można coś odrobić to etap na Bola del Mundo. Etap idealny dla Rodrigueza.  Etap 17 niezbyt trudny, 2 premie górskie (2 i 3 kategoria) na 50-60 kilometrów przed metą  i premia 2 kategorii na metę. Ale Contador właśnie ten etap orał na atak na zwycięstwo we Vuelcie. Na 50 kilometrów przed metą, na Collado del Hoz zaatakował. Razem z nim 20 innych zawodników, ale bez Rodrigueza i Valverde. Na 20 kilometrów przed metą ma 2 minuty przewagi, ale nie ma już pomocników. na początku podjazdu pod Fuente De odjechał reszcie. razem z Tiralongo. Stary znajomy, raz Hiszpan podarował zwycięstwo Paolo, a teraz na odwrót.  dzięki Tiralongo Contador nie tracił swojej przewagi, a z tyłu kryzys przeżywał Rodriguez. Valverde odrabiał szybko do Contadora, ale El Pistolero zdołał wygrać. o 6 sekund. Ale Rodriguez stracił dużo więcej. Aż 2.38.  Dzięki temu atakowi  Contador wygrał Vueltę. Dla niektórych najciekawszy etap od wielu lat. A wyrzucanie słuchawki i ta radość na mecie był naprawdę wyjątkowe.

Alberto Contador wins stage 17 and rides into the overall lead
Fot. Unipublic

Czas na rok 2013. Na Criterium du Dauphine udały się aż 3 ucieczki: Voecklera, De Marchiego i Veilleux. Ale to akcja tego 3 zawodnika była najbardziej wyjątkowa. Pierwszy, pagórkowaty etap i ucieka pojedynczy zawodnik. Teoretycznie powinien być łatwo doścignięty, ale tym razem tak się nie stało. Wygrał z przewagą 2 minut. Utrzymał koszulkę lidera jeszcze przez 2 etapy, ale cały wyścig skończył daleko, na 60 miejscu.

Na Wyścigu Solidarności i Olimpijczyków dzięki długiej ucieczce cały wyścig wygrał Vitaliy Popkov. Na pierwszym etapie zyskał ponad 2 minuty nad peletonem, czego nie stracił na następnych etapach. drugi w całym wyścigu był Czech Hudecek, także członek tamtej ucieczki.

Na TDF ucieczek, które zmieniłyby znacząco układ KG nie było,  ale 2 etapy Cosy, czyli nowego Mistrza Świata czy też piękna akcja Riblona i zwycięstwo na Alpe d'Huez to sukces sam w sobie. Do tego dzięki ucieczkom Navarro był w KG 9, a Talansky 10. inaczej mówiąc gdyby nie ucieczki to Kwiatkowski byłby 9. Głupie myślenie.

Długie akcje znacząco zmieniły jednak obraz na Tour de Pologne. Na 2 etapie Riblon zyskał w ten sposób 1.30 minuty nad faworytami. Ostatecznie ani to, ani kolejne 20 sekund na etapie do Bukowiny nie dały mu zwycięstwa w całym wyścigu, ale 3 miejsce to też coś. Ale prawdziwym zaskoczeniem był Taylor Phinney na etapie do Katowic. Akcja z cyklu tych, które się nigdy nie udają.  Atak na kilka (chyba 8) kilometrów przed metą z reguły jest skazany na porażkę.  Chyba, że jest się świetnym czasowcem, wtedy są minimalne szanse. I to właśnie udało się Phinney'owi. Zyskał 15 sekund, których nie stracił na ostatnich 2 kilometrach. Wygrał co prawda minimalnie, ale wygrał, zabrał sprinterom kolejny etap do walki o zwycięstwo. Później powiedział, ze właśnie chciał wygrać w taki sposób.  Cieszę się, że mu się udało, bo to bardzo ambitny zawodnik, do tego czasem coś ciekawego powie w wywiadzie. Coś, czego (raczej) nie powinien powiedzieć.

tdp_taylor phinney

Takie akcje na płaskich etapach stały się później popularne.  najpierw powtórzył to van Avermeat w USA. Później Wallays w World port Classics (z tym, ze to była ucieczka od początku etapu). na Vuelcie zwycięstwo zabrał sprinterom Mollema. A jeszcze wcześniej podobną akcją popisał się Renshaw. także udaną. I w ten sposób akcje w końcówkach płaskich etapów już nie są aż tak "śmieszne" jak były wcześniej.

Na Vuelcie zaistniał Barguil, ale to nie miało znaczenia w KG, a przede wszystkim o takie akcje mi chodzi. A także o akcje skazane na pożarcie. Tu pasuje samotny rajd Martina. Tylko, że jemu do zwycięstwa zabrakło 10 metrów.

Podsumowując mimo tego, że mogłoby się wydawać, że z roku na rok tych udanych ucieczek powinno być coraz mniej to jest dokładnie odwrotnie Co więcej, często nie są to akcje puszczane przez peleton, ale naprawdę mocno gonione.  Dzięki temu kolarstwo jest dużo ciekawsze.

środa, 2 października 2013

Ryzyko się opłaca!

W dzisiejszych czasach Dyrektorzy sportowi mają wszystko wyliczone. Kiedy przyspieszyć, jak szybko jechać i kiedy dogonić ucieczkę. jest też sporo ucieczek, których peleton nie goni. Ale nie zawsze da się wszystko przewidzieć. Czasem nawet te ucieczki z ważnymi kolarzami dojeżdżają.W ostatnich latach także takie były i zmieniały losy wyścigów.

Zacznę od roku 2010., bo od tego czasu śledzę wszystkie wyścigi bardzo uważnie.  Na 2 etapie TDF, do Spa, zaatakował Chavanel. Nic nadzwyczajnego, on często atakuje. Ale na zjazdach było mnóstwo upadków w peletonie. Wtedy Fabian Cancellara zarządził czekanie na resztę. Ten to ma autorytet. Oczywiście czekali przede wszystkim na Schlecków, więc Cancellarze na tym zależało. A Chavanel sobie jechał z przodu. On nie zwalniał. I tak wyrobił sobie 4 minuty przewagi i został liderem. Następnego dnia stracił koszulkę lidera(a wiecie kto przejął ją od niego? tak, Cancellara :D). Ale dzielny francuz się nie poddał.  Na 7 etapie znowu zaatakował i znowu zgarnął etap. Lidera też.  Ale znowu stracił koszulkę na drugi dzień. Mimo wszystko ataki godne odnotowania.

Rok 2011. Paris-Nicea. Już na pierwszym etapie  zaatakowało 3 mocnych zawodników. Voigt, nikomu wówczas nieznany De Gendt i chyba Jeremy Roy. Było płasko, ale mocno wiało.  Kiedy włączyłem transmisję na 50 kilometrów przed metą nawet nie myślałem, że to może dojechać. Mieli minutę przewagi. Ale wiatr się zmienił, teraz mieli w plecy i to do samej mety. Kilometry mijają. Do mety 40, 30, 20 a przewaga cały czas 55 sekund. Dopiero na ostatnich kilometrach peleton odrabiał. Ale uciekinierzy dali radę. De Gendt przyjechał sekundę przed peletonem i założył koszulkę lidera. Roy był 2, Voigt 6, kilku z peletonu go wyprzedziło. Wtedy zaczęły się pytania o De Gendta. Wtedy pokazał się całemu światu.  Tak to się wszystko zaczęło. Później był liderem chyba jeszcze 2 etapy, później koszulkę oddał. cały wyścig skończył na 39 miejscu.

Thomas De Gendt zdążył dojechać do mety przed peletonem (fot. PAP/EPA)
Fot. Pap/EPA

TDF 2011. Chyba wszyscy pamiętają etap 9 na TDF z wieloma kraksami. Vinokourov, Van den Broeck, a w ucieczce słynny już upadek Flechy i Hoogerlanda. Ale Lulu Sanchez, Voeckler i Casar jechali z przodu cały czas. Niektórzy mają im to do teraz za złe, ale nie rozumiem tego, było wiadomo, że po takiej kraksie ani Hiszpan ani Holender do nich nie dołączą, a nawet jeśli, to zaraz odpadną. Więc ta trójka sobie jechała z przodu,  wypracowali 4 minuty przewagi, Sanchez wygrał etap, a Voeckler zgarnął koszulkę lidera. A później ją bronił. wszyscy zapowiadali, że do 12 etapu, on wytrzymał do 19. A w KG skończył na 4 miejscu. Pewnie gdyby nie ta ucieczka nie byłby nawet w pierwszej 15.

Thomas Voeckler - Le Tour de France 2011 - Stage Eighteen
Fot. Bryn Lennon/Getty Images Europe

Vuelta 2011. Znowu Chavanel. Znowu 2 etap. Uciekał na pagórkowatym terenie z Lastrasem, Pidgornyym i Irizarem. tutaj widać było, że peleton gonił. Ale nie odrabiał. Ta 4 osobowa ucieczka była bardzo mocna. Etap zgarnął Lastras,  zdobył też czerwoną koszulkę. Dzień później przejął ją Chavanel i utrzymał do 7 etapu. Niby skończył daleko, bo na 27 etapie, ale to rzadka sytuacja, żeby takie ucieczki dojeżdżały na pierwszych etapach GT.

W 2012 tylko jedna ucieczka utkwiła mi w pamięci. i to nie od początku etapu, ale długa.  Etap 20 Giro d'Italia, na Stelvio. 8 w KG przed etapem Thomas De Gendt (tak, znowu on) decyduje się na ucieczkę kilkadziesiąt kilometrów przed metą. W peletonie spokój. A że razem z Belgiem zaatakował Cunego, to z przodu tempo było mocne. I tak odjeżdżają. W peletonie cały czas Vande Velde dyktuje tempo.  Przeciętne, bo trzyma się około 30 zawodników. De Gendt zyskuje już 5 minut, zaczyna zagrażać Hesjedalowi. Dopiero wtedy zaczyna się walka faworytów. Ale to i tak nie przeszkodziło  kolarzowi Vacansoeil w wygraniu etapu.  Co więcej, nad pierwszymi z peletonu zyskał ponad 3 minuty, co dało mu awans na 3 miejsce w KG! rzadko spotykana akcja, ale gdyby nie ona, to to byłby najnudniejszy górski etap GT w 2012 roku.

Na razie to tyle, ale na pewno będzie druga część, o roku 2013.  Trochę tych ucieczek się udaje. Tym bardziej, że w 2013 było ich wyjątkowo dużo.