środa, 13 listopada 2013

Początki fascynacji kolarstwem


Pierwszym wspomnieniem związanym z kolarstwem jest rok... No właśnie. Miałem wtedy kilka lat, nawet nie pamiętam. Z tego co udało mi się przypomnieć i wywnioskować,  był to wyścig we Francji rozgrywany w latach 2005-2007. Ewentualnie 2004. Pamiętam samotną ucieczkę kolarza na płaskim (może pagórkowatym) etapie. Dojechał do mety z przewagą 14 sekund.

Oczywiście nie byłym sobą, gdybym nawet nie próbował sprawdzić, jaki to mógł być wyścig. Po sprawdzeniu ostatnich tych wyścigów doszedłem do wniosku, ze mógł to być 3 etap Touru 2006. Przewaga się jednak nie zgadzała, film z końcówki obejrzałem, odpada. Nic innego nie pasowało. Sprawdziłem jeszcze TDF 2008. 7 etap też by się zgadzał. Ale to chyba jednak też nie to. Więc zwracam się z prośbą do wszystkich, którzy kolarstwo śledzą dłużej niż ja! Jaki to mógł być etap? Powtarzam-we Francji, rok 2005-2007, transmitowany przez Eurosport, udana ucieczka jednego kolarza z przewagą kilkunastu(może kilku) sekund.

Kolejne wspomnienie, rok chyba 2008, to udana ucieczka na górskim etapie TDF.  I tu już się zawężają możliwości. Tym bardziej, że to, co najbardziej zapamiętałem, to 2 miejsce austriackiego kolarza i to, jak pan Jaroński cały czas powtarzał, że w kolarstwie liczą się tylko zwycięzcy, że zwycięzcę zapamiętamy na długo, a o tym, kto był drugi zapomnimy.
Jest tylko jeden problem- to na pewno nie był TDF z lat 2007-2009, bo z tych edycji znowu nic nie pasowało.

Więc przejdźmy do czasów,kiedy już dokładnie pamiętam lata, wyścigi, nawet etapy. Obrazek, który do dzisiaj mam w głowie, to Sastre na TDF 2008.  Niby nic, ujęcie z lewej strony na podjeździe, a jednak z niewiadomych powodów pamiętam do dzisiaj.

Tour de France 2009 to już dużo więcej wspomnień. oglądałem regularnie, ale i tak zbyt wiele nie pamiętam. Ale bardzo kibicowałem wtedy Schleckom. Więc trudno, żeby moje wspomnienia były inne niż 17 etap.


2009-tdf-stage17-recap-5
Źródło: www.bikerumor.com
Frank Schleck 1, Andy Schleck 3
Wiem, ze są setki ujęć tej chwili w lepszej jakości, ale to jest screen z transmisji, idealnie taki, jak pamiętałem.

Kolejną rzeczą z tego wyścigu, którą pamiętam jest Armstrong. To ostatni wyścig, kiedy jadąc tym swoim młynkiem można na niego było patrzeć z podziwem. już nie wspominając o dopingu, rok później to już dużo niższy poziom.

Ale wszystko przebił etap na Mont Ventoux. Reklamowany przez tydzień, ja, wtedy nie mający o kolarstwie zbyt dużej wiedzy, uznałem, ze to musi być coś niezwykłego. Z perspektywy czasu stwierdzam, iż tam się zbyt wiele nie działo, ale wtedy to nie miało znaczenia. Z tego etapu zapamiętałem z koeli Pelizottiego, jeszcze niedawno myślałem, ze to on wygrał ten etap.  Później miał jakieś problemy ze środkami wspomagającymi, następnie stwierdzono, ze jednak był czysty, więc karę "odwiesili" na jakiś czas(w środku sezonu, więc bez klubu i tak się nie ścigał), a później zmienili decyzję i resztę zawieszenia zrobił po jakimś czasie. Podsumowując, zamiast 2 letniej dyskwalifikacji dostał 3 lata, w dodatku za coś, czego chyba dalej nie są pewni w UCI. Tak działają światowe władze. Ale to już inna historia. 

Pelizotti w ogóle był jednym z moich ulubionych kolarzy tamtego okresu. teraz, kiedy wrócił, nie darzę go aż taką sympatią. Na pewno trochę jest w tym winy tego zamieszania, ale chyba co innego jest ważniejsze...

Fot. Mike jacoubowsky
Pelizotti 2009, etap TDF na Mont Ventoux

Źródło: www.cyclismactu.net
Pelizotti 2013
No nie oszukujmy się. Zawsze jak się człowiek zaczyna interesować jakimś sportem to zawodników się lubi za różne rzeczy-narodowość, wygląd, czasem nawet nazwisko. ja go lubiłem za wystające spod kasku włosy.

Z Vuelty w pamięci utkwiła mi bardzo dobra postawa Szmyda. Szczególnie taki moment: Szmyd na zmianie, za nim zostało może 15 kolarzy(jak zawsze świetna praca), zakręt w prawo, motocykl trochę odjeżdża od grupy faworytów, sztajfa jakieś 15%, a kiedy kolarze wyłaniają się zza zakrętu, Szmyd już za grupą.  Typowe dla niego. Ale to i tak mój ulubiony kolarz. Akurat to rozumiałem od początku: żeby ktoś był liderem, inny musi być pomocnikiem.

Ale tak na serio kolarstwem zacząłem interesować się w 2010 roku. Od Giro d'Italia. Ciekawa zależność- najlepiej pamiętam te rzeczy, których nie widziałem- w tym przypadku ucieczkę grupy faworytów na płaskim etapie i zwycięstwo Pozzato. 

Filippo Pozzato wins, Giro d'Italia 2010, stage 12
Fot.Graham Watson
Co nie znaczy, ze więcej nie pamiętam. Jasne, etap do Montalcino, L'Aquilli także świetnie utkwiły mi w pamięci. Tak samo, jak wszystkie górskie etapy-a układ pomocników w Liquigasie pamiętam do dziś. U podnóża góry na czele był Agnoli, później Kiserlowski, następnie Szmyd robił selekcję, gdy zostało 15 zawodników przyspieszał Nibali i na ogół zostawał tylko on z Basso i Scarponim, ewentualnie Evansem. To były czasy.

Ale czasówka na Kronplatz to było coś więcej niż wszystkie górskie etapy.  Zazwyczaj oglądałem tylko na Eurosporcie, tego dnia oglądałem także na Rai. Pamiętam prowadzącego Szmyda, 24% ścianę, zwycięstwo Garzelliego, 4 godziny przed telewizorem. Piękne chwile.

Etap Dauphine na Alpe d'Huez to coś, co mógłbym oglądać kilka razy dziennie. Ataki Szmyda, odpowiedzi Contadora. Chyba nigdy się tak nie emocjonowałem. Gdy obejrzałem ten etap pół roku później- to samo. Jakby ktoś miał wątpliwości, czemu Szmyd jest moim ulubionym kolarzem-gdy zaczynałem się interesować kolarstwem, tylko on jeździł na takim poziomie w górach. 

Ostatnim wyścigiem, który można uznać za początek zainteresowania kolarstwem to TDF 2010. Pamiętam wszystko. Kto wygrywał etapy, poszczególne klasyfikacje. nawet gdzie się zaczynał, a gdzie kończył dany etap.  Etap z brukami do Arenbergu, i tradycyjnie, to czego nie widziałem. Spadający łańcuch Schlecka. Jak zawsze-te pierwsze wyścigi pamięta się najlepiej. 
A wyróżniając konkretny odcinek, to etap 17, na Tourmalet. Oglądany we Francji(ale nie na żywo, w telewizji), ostatnia szansa Schlecka  na wygraną. Ale dojechał razem z Contadorem.

Schleck gagne le Tourmalet, Contador garde le jaune
Fot.Eric Gaillard
Andy Schleck wygrywa na Tourmalet

Chociaż... 19 etap to jeden obraz. Z jednej strony ekranu Schleck, z drugiej Contador, a między nimi:
 "2 sec.". I tak przez kilka kilometrów. To były emocje.



2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny, wspomnieniowy artykuł. Ja z początków swojej fascynacji pamiętam kolorowe stroje Mapei, pamiętam jak kolarze śmigali jeszcze bez kasków, nie musiały Pelizottiemu wystawać włosy, żeby go lubić, a mimo wszystko mistrzem stylówy był boski Mario C. Moi bohaterowie? Pantani, Heras, niezniszczalny Jacky Durand, wyśmienity Virenque, mistrz zjazdów Savoldelli i solidny Museuuw - nie tylko za moc, ale też za zapadające w pamięć nazwisko. No i Przemek Niemiec, który nam, młodziakom, przywoził czapeczki Amore Vita, gdzie niegdyś jeździł :)

    OdpowiedzUsuń